Posty

Zaczął się ostatni miesiąc naszego pobytu w Peru...

Obraz
          Zaczął się ostatni miesiąc naszego pobytu w Peru. Po tych 11 spędzonych na naszej placówce – Casa Don Bosco w Limie – jest mi ciężko wyobrazić sobie powrót. Powoli trzeba zamykać program w pracowniach, zapowiedzieć chłopakom szycie ostatnich bluz czy dresów. Najeść się tropikalnych owoców i powdychać bryzę oceaniczną… a może jeszcze coś mogę zrobić dla tych chłopaków? Przeprowadzić parę ważnych rozmów, dodać otuchy w pracy nad sobą, docenić i złapać kontakt, który będzie można utrzymać też po powrocie. Chłopaki pytają, kiedy wrócimy. Odpowiadamy z Agnieszką – bardzo chcemy, ale nie jest to łatwe. I myślę, że to sformułowanie „nie jest to łatwe” mówi wiele o moim wolontariacie i jego ostatnim miesiącu, który właśnie rozpoczynam.  Czasami ciężko jest dostrzec owoce pracy. Każdego dnia staram się na nowo znaleźć siłę, by być z chłopakami, spędzić z nimi czas, dać im wiedzę podczas zajęć w pracowni krawieckiej. To miejsce – moja pracownia jest dla mnie szczególne – spędzam tam pa

Czy przyszedł czas na "długo wyczekiwany urlop w tropikach"...?

Obraz
Czy przyszedł już czas na długo wyczekiwany urlop w tropikach? „Długo wyczekiwany” i „w tropikach” zgadza się, ale misja obowiązuje mnie chyba w całym Peru. Gdy pod koniec stycznia wyjechałam z Agnieszką na 10-dniową podróż do Selvy – „dżungli” peruwiańskiej – tak naprawdę nie miałam pojęcia o rzeczywistości, którą tam zastanę.  Zapowiedziałyśmy swoją wizytę w placówce misyjnej w San Lorenzo, gdzie pracuje dwóch polskich księży. Obiecali, że się nami zajmą… oznaczało to, że zaplanowali nam wycieczkę w górę rzeki Marañón z miejscowymi ministrantami. Po 2 dniach podróży – samolotem, mototaxi, autem i awionetką dotarłyśmy do miejsca, które obie, zgodnie nazwałyśmy „innym światem”. I już wiedziałyśmy, że zaczęła się prawdziwa przygoda. Kolejnego dnia wyruszyliśmy barką w górę rzeki do miejscowości Saramiritza. Podczas podróży na brzegach można było dostrzec pojedyncze domy, kryte lokalną strzechą – liśćmi palm. Całe rodziny wybiegały, żeby zobaczyć przepływającą „dużą łódkę”. Oni żyją w

Jak myślicie, po jakim czasie łapie się zaufanie...

Obraz
Jak myślicie, po jakim czasie łapie się zaufanie do nowej wolontariuszki, która pojawiła się w Twoim domu na rok? Dla niektórych chłopców stałam się bliska już w pierwszych tygodniach mojego pobytu w Limie, inni dopiero niedawno złapali do mnie zaufanie i zaczęli rozmawiać ze mną bez stresu zadając pytania. Niektórzy wciąż mają w sobie bariery, których nie potrafią przekroczyć, by zbliżyć się do mnie.  Jestem w Limie już 2,5 miesiąca i myślę, że dopiero teraz aklimatyzuję się naprawdę z moją nową rzeczywistością. Chociaż są też dni, kiedy zadaję sobie pytanie - co właściwie tutaj robię? Wracając do mojej codzienności - żyję w centrum Limy - dzielnicy Breni w wielkim zielonym domu z 50 chłopakami. Od wtorku do niedzieli pracuję, prowadząc pracownię krawiecką, zajęcia z języka angielskiego i polskiego oraz organizując z Agnieszką aktywności w czasie wolnym. Ten czas jest przepełniony najróżniejszymi emocjami - pozytywnymi  i negatywnymi związanymi z różnicami kulturowymi, wiekiem,

9 lat temu w moje serce Ktoś włożył wielkie marzenie...

Obraz
     ...jako pierwsi moi rodzice zaszczepili we mnie pasję do podróży. To oni pokazali mi trochę świata, podróżując naszym Oplem Zafirą po całej Europie. Po czasie stało się to też moją pasją. I choć jako dziecko nie miałam nic do gadania przy organizacji naszych wyjazdów czy wybieraniu miejsc, w głowie piętrzyły się coraz to nowe marzenia podróżnicze.      A jak wpadła mi do głowy Ameryka Południowa? Nie wiem, ale zainteresowanie tym kontynentem i kulturą rdzennej ludności pozostanie ze mną jeszcze długo.       Pierwszy raz moje oczy sięgnęły za Ocean Atlantycki już w gimnazjum. Wraz z moją przyjaciółką Julką stałyśmy się wtedy fankami kultury rodzimej Ameryki. Przeszukiwałyśmy internet, by znaleźć jak najciekawsze artykuły i filmy związane z tematem. Pisałyśmy wiadomości do osób zajmujących się krzewieniem ich kultury w Polsce. Planowałyśmy jak nauczyć się języka keczua, którego używała ludność rodzima zamieszkująca tereny dzisiejszego Perú. W szczycie swoich umiejętności programisty